biniu, znowu się powtórzę.. żeby to było takie proste...
skarpetki- już wie. Jeszcze tego by brakowało. Ja mu wszystkie pakowałam po jego stronę łóżka
fuuuu...
Ostatnio spytał "czy ten sweter jest wyprany" (leżał w rogu pokoju)
-a był w koszu na brudy?
-nie
-no to jakim cudem miał trafić do pralki. Noś se brudny
ale po dzieciach sprzątać mam ja.
Ja gotuję- to wtedy ja bałaganię, nie? Więc ja mam sprzątnać (bzdura wiem, ale chyba tak sądzi mój mąż).
Mój mąż pomaga przy dzieciach. Dobre słowo "pomaga" bo to nie jest pełne zajmowanie się. Jak z tą pomarańczą. Obierze im, ale syfek zostaje.
Kąpie dzieci, ale gacie i ciuchy zostawia na podłodze. Wszystko co ma dziecko na sobie x3 ...
woda w wannie zostaje, zabawki zostają... ostatnio wywaliłam kaczuszki, bo w środku im zaczęła rosnąć... pleśń...
Już nie mam sił mówic, tłumaczyc i prosić.
Wczoraj wydarłam japę.
I dzisiaj M ma chyba takiego oto focha jak opisałam powyżej
dziwne, bo kłócimy się tylko w weekendy jak M jest. Bo jak pracuje, jest na kursie, to nawet dzieci się lepiej słuchają
biorą ciuchy po sobie- wystarczy hasło "ubrania do brudów". M po prostu nie widzi, że jest potrzeba to zebrać