No to się zaczęło. Nasze "idealne" dziecię pokazało na co go stać.
Po pierwsze - funkcja wstawania na nóżki opanowana do perfekcji, niezależnie czy przy kaloryferze, ścianie czy w łóżeczku, nawet lampka stojąca na ziemi jest wystarczająca.
Po drugie - przestawianie nóżek prowadzi do celu, potrafi przy fotelach czy kanapie przejąć nawet cały pokój jak coś tam dojrzy.
Po trzecie - raczkowanie już nie jest fajne.
Po czwarte - po co leżeć w łóżeczku i spać (zasypiać samemu), lepiej wstać, gryźć szczebelki i wołać, płakać.
Po piąte - po co spać w nocy jak można w dzień. Miałam niespodziankę w nocy - królewicz obudził się o 3 i nie miał zamiaru spać tylko ćwiczyć umiejętność wstawania. Cały dom postawił na nogi. Po 4 poległ udobruchany butelką mleka (które było już dobry tydzień temu odstawione w nocy). A teraz od 10.00 śpi (oczywiście po arii w łóżeczku).
Nikt mnie nie przekona, że mniej problemowe większe dziecię niż mniejsze
Ślina leci ciurkiem z buzi..., czyżby kolejne zęby? Plucie śliną, też jest fajne.
Macierzyństwo każdego dnia zaskakuje