Ja jakoś przeżylam... na szczęście to za mną. ale takie zycie moze się kiepsko kończyć.
Wprost nie moge uwierzyć co spotkało moją koleżankę po 6 latach małżenstwa i mieszkania z teściami... Ona chciala się wyprowadzić, maż ciagla nalegał, żeby odłożyć pieniadze i miec jakiś wkład własny do kredytu. Jej tam było źle, bo choć teściowe w miarę się nie wtrącali (ale jaednak - jaki ty drogi makaron kupujesz, smazysz na oliwie zamiast na smalcu...
), to jeszcze nie czula sie komfortowo w sytuacjach intymnych - rzadko byli calkiem sami... Teraz odkryła, ze od ponad roku mąż ją zdradza, bo jest zbyt oziębła...
Straszne!
A koleżanka nie myślała o rozwodzie? Ja bym od razu nie czekała, tylko działała w tym kierunku, znaleźć jakiegoś specjalistę, czy poczytać jak to rozwiązać prawnie i od czego zacząć w internecie, itp. To dla mnie niepojęte, nie wyobrażam sobie tak żyć.
My póki co mieszkamy ze sobą trochę "na zmianę" raz u moich rodziców (w weekendy, bo mieszkają pod miastem), raz u jego (w tygodniu, bo oboje nadal studiujemy dziennie - na szczęście ostatni rok, mamy bliżej na uczelnie). System działa od października i póki co jest ok, nie narzekamy, rodzice też nie. Ale na dłuższą metę nie wyobrażam sobie takiego życia, póki co nie stać nas na własne mieszkanie, stąd wygląda to tak, a nie inaczej. Ewentualnie mogłabym się zgodzić na coś takiego, jeśli dom byłby podzielony na dwie zupełnie odrębne części, np. dół byłby nasz, a góra rodziców i w obu częściach byłyby oddzielne kuchnie, łazienki, itp.