[shadow=red]!3.02.2006r. porod Gabrysi:)[/shadow]
[/b]A wiec to bylo tak....
W niedziele 12.02 o 9.00rano w ubikacji dokonalam odkrycia.....
Odkrycie mialo postac czerwonych niteczek pomieszanych ze sluzem ...
Natychmiast zadzwonilam ,wtedy jeszcze do narzyczonego zeby sie szykowal bo nasze malenstwo ma ochote nas poznac
(Nie moglismy sie doczekac porodu bo bylam juz prawie tydz przeterminowana
)ok godz 10.00
zaczelam odczuwac lekkie nieregularne skurcze,a ze do strachliwych nie naleze i podejrzewalam,ze to jeszcze troche potrwa chwycilam za smycz i poszlam ze swoim psiakiem na dlugi spacerek....Popoludniu skurcze troche
e sie nasilily,lyklam sobie mocnej kawy i powiedzialam do brzusia ,ze mnie nie nabierze bo ja i tak wiem,ze wszystko na dobre zacznie sie dopiero jutro
Pod wieczor skurcze ustaly i przez cala noc mialam spokoj
No,a 13-tego ok godz 10.00 pojawily sie na nowo juz nieco silniejsze ,zjadlam troszke obiadku,przeprowadzilam z P powazna rozmowe i o 14.00 pozwolilam sie zawiezc do szpitala...
W szpitalu przyjal mnie przemily ginekolog ktoremu musialam uswiadomic,ze zaraz urodze bo on nie wierzyl,ze to juz
Dopiero jak mnie ulokowal na samolociku zdal sobie sprawe,ze mam rozwarcie na 2 palce
Podloczyli mnie do ktg i sie wszyscy ulotnili,tylko moj P stal na strazy
Po godz skurcze zaczely dawac mi w kosc czulam jakby mnie cos do dolu ciaglo,powiedzialam P,ze ma mi tu kogos zawolac bo jak mnie tak bede pilnowac to urodze pod porodowka
Po 5 min bylam juz na porodowce.jaka sie okazalo rozwarcie mialam juz prawie pelne ,ale musialam sie jeszcze chwilke pomeczyc bo mala byla za wysoko...Za nim sie obejrzalam polozna kazala mi przec ....iii.....uslyszlam pierwszy krzyk naszej Gabuli
10 pkt w skali Apgar,55cm ,3615g
Dumny tata przeciol pepowine i od razu zakochal sie w swojej coreczce.caly czas mi za nia dziekowal i mowil jak bardzo jest ze mnie dumny
lewatywy nie mialam.Pecherz przebijali mi w szpitalu(nic nie bolalo),rodzialam bez znieczulenia bo natura naprawde byla dla mnie laskawa i nie nacierpialam sie jakos szczegolnie
Obecnosc P byla dla mnie bardzo pomocna ,polozna wydawala polecenia,P mi je powtarzal i dopiero wtedy robilam co mi kazano
Naprawde byl dla mnie wielkim wsparciem.Nawet kiedy rodzilam lozysko,a potem mnie zszywano i lezalam okrakiem ,a moj P sie kolo mnie krecil bylo mi duzo lepiej i nie czulam skrepowania.Porod nas bardzo zblizyl,a P byl zachwycony,ze pozwolilam mu w tym wszystkim uczestniczyc
Po porodzie pozwolono Przemkowi zostac jeszcze z nami przez 2 godz potem niestety go wyproszono...Narzekac nie moge,wszystkim mama zycze tak lekkiego porodu