Poród to najpiekniejszy dzień w moim życiu. Ten 21 września 2006... ta noc... było ciepło i ciemno... po odejściu wodów znalazłam się na porodówce, cała zestresowana.... bałam się tak bardzo jak bardzo chciałam już urodzic i zobaczyc moją córeczke. Po godzinie skakania na piłce i kroplowce nic mnie nie bolało mimo ze rozwarcie było prawie gotowe do rodzenia. W końcu coś ruszyło.. pamietam jak dziś... ciemna sala porodowa, muzyka gdzieś tam w tle, a ja leże zasypiająca.. co 2 minuty tylko przebudzałam się żeby zacisnąć zęby.. bo bolało... skurcze parte... parłam, parłam i nic ! co jest grane... zaczęłam panikować... mowie: nie mam siły.... podano mi tlen, przyszeł lekarz... na raz... ucisnął mi brzuch.. słysze " KASIU MASZ CÓRECZKE... pierwsza moja myśl .." NO PŁACZ ! CZEMU NIE PŁACZESZ!! " doczekałam się.. zapłakała.. tak cicho i delikatnie... pozniej tylko powiedziałam DZIEKUJE.. do mojej polożnej. Nigdy nie zapomne jej wielkich oczu... patrzyła na mnie i nic nie powiedziała.. pogłaskała mnie tylko po nodze i kiwneła głową....
corke dostałam po 3 godzinach... przytuliła sie mi do piersi i co jakis czas zerkała na mnie swoimi opuchniętymi oczkami.... byłam szcześliwa i troche speszona... myslałam tylko.. juz jestem mamą!
Tego samego dnia położna przyszła do mnie i powiedziała.. Kasia ty to masz szczęście że szczęśliwie urodziłas... Julia była obwinięta pepowina dwa razy wokół szyji.. o mały wlos by sie nie udusiła!
Po uswiadomieniu sobie tego.. jeszcze bardziej ją pokochalam... jest całym moim zyciem a bez niej nie ma mojego życia