28 sty 2009, 23:27
W mojej rodzinie parę osób wyjechało "za chlebem" za granice i w większości tzw. dobre małżeństwa o mały włos się nie rozsypały... jedno nie przetrwało próby czasu, tęsknoty. Z tego co opowiadali to był żal, że nie ma tej drugiej połowy, był cicho skrywane negatywne emocje, który jak się nagromadziły to wybuchło coś i nie dało się tego zatrzymać. Potem czekanie, tęsknota i łzy ... a jak spotkanie, to niby to samo a jednak nie, to już nie to samo. Moja ciocia mi opowiadała, że tak bardzo czekała na wujka, a jak przyjechał, to stale się kłócili od nadmiaru tych emocji, zmienili się ...każdy człowiek się zmienia, ale oni zmieniali się nie wspólnie, ale osobno, tak powiedziała...potem za dużo ich różniło. Ona żyła tym co było tutaj (dzieci, dom, problemy, życie) a on tym co było tam we Francji. Całkiem odmienne życia, takie podwójne życie... troszkę to, troszkę to ... Nie da się tak na dłuższą metę. Dodam, że byli małżeństwem z długim stażem 15 lat, w tym 10 męża na obczyźnie.