Przy pierwszym porodzie byłam nacinana. Czy pochopnie... trudno powiedzieć. Ponad 3 godziny męczyli mnie przy rozwarciu na 8cm czekajac nie wiadomo na co, do tego slyszalam ciagle zeby nie przec. A jak juz nie wyrzymalam i zaczelam rodzic, to mnie nacieli. I wtedy to juz bylo mi naprawde wszystko jedno. Jedno jest pewne - nacieli duzo za duzo a zszyli paskudnie, papralo mi sie przez 3 tygodnie.
Drugi poród poszedł tak szybko, że nawet oprócz położnej nikt z pozostalego personelu nie zdażył dotrzeć
i sama polozna nie zdażyła mnie naciąć, pękłam leciutko, miałam tylko 2 szwy a po niecałym tygodniu zapomniałam, ze wogóle rodziłam.
Dzieci miałam dosć małe, bo 3300g i 3400g. I choć generalnie jestem przeciwko nacinaniu, to jednak nie wyobrażam sobie rodzenia 4 kilowego bobaska bez nacięcia, czego niestety byłam świadkiem. Została pokrzywdzona mama, bo pękła po odbyt i dziecko, któremu wyrwano bark. Więc lepiej czasem się zastanowić.
przepraszam za ten dlugasny wywód, pozdrawiam :)