odwazyłam sie i znalazłam czas aby opisać mój poród, ostrzegam ze będzie długo i szczegołowo
zacznę moze od tego ze było już po terminie kilka dni, moja ginka powiedziała zeby sie zgłosić na oddział przed weekendem więc postanowiłam ze nie bede długo czekac i pojade w czwartek 27 sierpnia bo nic sie nie działo a to czekanie
same wiecie...
przyjeli mnie na oddział, zbadali, nic nie zapowiadało rychłego porodu, rozwarcie żadne... no wiec rano czekała mnie oxy
ale od północy zaczełam odczuwać skurcze, początkowo regularne ale mało bolesne, co 7 minut mniej wiecej... zaczełam je notowac kiedy stały sie na tyle mocne ze spać nie mogłam czyli około 4 rano... o 8.00 wzieli mnie na oxy no wiec zadzwoniłam Pzremkowi ze chyba cos ruszy
po czym przyszła połozna, potem lekarka odpieły mi kroplówke i stwierdziły że te skurcze są za słabe, nie zapisują sie na ktg, rozwarcia nadal nie ma- 1 palec
więc wracam na patologie ciaży
i kazały czekać... cała noc nie spałam, przez skurcze zasnać nie mogłam nawet w dzień
wieczorem przyszła taka miła lekarka i położna na zmianę i pomogły mi zrobić rozwarcie, powiedziały co mam robic
po godzinie chodzenia po korytarzu i parcia na kucąco rozwarcie ruszyło
nagle było 2,5 palca, wiec jeszcze wieczorem 28 sierpnia trafiłam na porodówke
zadzwoniłam po Pzremka dopiero jak było 4 palce zeby znów nie wszczynać fałszywego alarmu...
skurcze stały się okropnie bolesne ale nadal były co 6-7 minut, nie umiałam powstrzymywać parcia, nie umiałam oddychac, byłam zmeczona bo 36 godzinach skurczy... nie miałam sił, Pzremek chciał mi pomóc przypominał o oddychaniu, a ja nie potrafiłam... byłam załamana, zmęczona i głodna, po kryjomu zjadłam kawałek rogalika mlecznego, niestety przy najblizszym skurczu zwróciłam go z płaczem
no i nadszedł moment 7cm rozwarcia, dowiedzialam sie po porodzie że to było to...
nagle ból nie do wytrzymania, robiłam sie sina i czerwona od parcia, cały czas chodziłam a gdy położna podpieła mi na chwile ktg błagałam z płaczem o cesarkę, chciałam uciec, bolało jak nic na świecie, krzyczałam ze chce do domu
połozna bardzo mi pomogła, zrobiła mi bolesny ale skuteczny masaż szyjki bo z jednej strony sie nie otwierała, mówiła ze mam trudną budowę szyjki, jakąś podwiniętą, docierały do mnie te słowa pzrez ból ale nie potrafiłam sie na niczym skupic, po kolejnym masażu szyjki położna przebiła mi pęcherz płodowy i od tego czasu było mi łatwiej... nadal bolało, ale pomyślałam ze musze wreszcie urodzić, ze chce juz zobaczyć Moja Myszke
za oknem świtało... już 29 sierpnia... usłyszałam mamy pełne rozwarcie
zaczeły się bóle parte, główka schodziła do kanału... w miedzy czasie przyszła inna położna, troche wredna szpryca, młoda i pyskata
kazała przeć, powiedziała ze widzi juz główke i ... poszła
ja byłam w szoku i nie chciałam przeć bez niej, bałam sie ze mała wyjdzie, wiec krzyczłam zeby przyszła
po chwili przyszła naszykowała wszystko i powiedziała "no to rodzimy"
powiedziała mi i Pzremkowi dokładnie krok po kroku co mamy robić, nie była zadowolona jedynie z tego ze mam takie słabe skurcze, ale powiedziała że dam rade jak sie wysile jeszcze troszke...
główka wyszła przy 12 parciu, Przemek bardzo ale to bardzo mi pomógł, wspierał trzymał głowe, trzymał za nogę i ręke, cały czas mówił do mnie, położna przecieła mnie bardzo nietrafnie, zszedł mi skurcz i czułam wszystko, prawie zamdlałam z bólu, na szczęście w miare szybko mnie ockneli i kazali dalej pzreć, poczułam wtedy jak Majka wychodzi
od razu usłyszałam głośny płacz, najpiękniejszy głos jaki kiedy kolwiek mogły usłyszeć moje uszy... i słowa połoznej "no malutka ale masz zdrowe płuca, krzyczysz jak Twoja mamusia"
w tym momencie jakby wszystko stało sie mniej ważne, nie czułam nic oprócz wielkiej ulgi, takiego wewnętrznego ciepła, spojrzałam na Przemka -miał oczy we łzach i cały czas powtarzał jak bardzo mnie kocha... przecioł pepowinkę... nagle na moim pustym już brzuszku pojawiła sie nasza córeczka, taka piękna, cieplutka i rózowa, brudna troszke ale śliczna, przytuliłam ją mocno i wycałowałam, byłam taka szcześliwa
Maja przyszła na świat 29 sierpnia o 7.15, dostała 10 pkt, ważyła 3400 i miała 57cm
od tego dnia nic nie jest juz takie samo jak przedtem, od tego dnia mój świat jest bardziej kolorowy