no to wywnętrznię się w końcu, bo zbieram się od trzech dni
Z Jagą poród miałam wywoływany i zupełnie bezbolesny, wiec teraz z tymkiem nie bardzo wiedziałam czego sie spodziewac, ale intuicyjnie czułam, ze przedterminowo się rozpakuję już na 2 tyg. przed porodem byłam megazniecierpliwiona, zirytowana, meczyły mnie nocne skurcze, ale po godzinie, dwóch takich bóli co 10, nawet 6 minut, mijały. w piątek, 12.02 cały dzień miałam skurcze, bardzo nieregularne, ale cosik wieczorem zaczełam przeczuwać.w nocy obudził mnie ból ciągnący od kręgosłupa do brzucha i pachwin - intuicyjnie czułam, ze mam jechać do szpitala, chociaż skurczy nie było typowych. Ściagnęliśmy mamę do jagi i pojechaliśmyz zMarcinem do spzitala, chociaż po drodze wszystko mi przeszło i czułam zupełne nic na izbie przyjeć kobitka sie w głowę popukała, ze zczym ja do szpitala przyjechałam, skoro brak skurczy. ale lekarz przyszedł, obadał w sposób taki, że masaz szyjki przy tym to pikuś, całą mnie powykrecał w środku, w końcu chlusnęła ze mnie krew i stwierdził, ze mam 5 cm rozwarcia i na porodówkę mam iść. byłam w szoku, bo myślałam, ze przebadają i puszczą
no to Marcin zadzownił po nasza położną i powędrowaliśmy na salę - była dokładnie 3.00. Po 15 minutach dojechała kochana pani Emilka i podłączyła mnie pod ktg. Skurcze były marne, więc zaczęłyśmy akcję wywoływanie. najpierw oksytocynka poszła, potem lekarz pęcherz mi przebił, na koniec dostałam zastrzyk na szybsze rozwarcie. no i zaczeło sie na maksa. z jagą nie czułam nic, zadnych skurczy mimo, ze na ktg do 100 dochodziły a tutaj przy 50 wysiadałam z bólu. Marcin zdezorientowany, nastawiał sie chyba na kolejny nudny poród a tu niepsodziewanie żona jeczy z bólu w końcu rozwarcie doszło do 10 cm, skurcze byly akurat, wszystko przygotowane do porodu oprócz...mojej szyjki bo mimo maksymalnego rozwarcia nie chciała puścic na tylnej sciane i cały czas fałd jakis przeszkadzał, zeby głowka mogła wejść w kanał. zaczął się wtedy najgorszy etap. co 15 minut przez 2 gdoziny - od 9.00 położna masowała mi szyjkę (skurcze, poród, wszystko przy tym to pikuś ) i kazała próbnie przeć - po 3 parcia na serie, zeby fałd sie zgłądził. po takich dwóch godiznach byłam wykończona i oznajmiłam położnej (jakbym miała cos do gadania), ze ja już nie chcę próbnie przeć, bo rodzić nie będę miała siły na to położna zaglądając mi miedzy nogi mówi: bedziesz, ja na to: nie, ona swoje, ja swoje. w końcu zaczęła sie śmiac i szybko wołac koleżankę: ale bedziesz bo głowkę z czranymi włoskami już widac na to mój prawie łysy mąż, ze jak czarne włoski to to nie jego i to był błąd, bo okazało się, ze mam uscisk pudziana - odczuł na przedramieniu potem poszło szybko, chociaz nie zamknęło się jak z Jagą w dwóch parciach. Głowka wychodziła długo, ale tez przez to, ze położna nie chciała mnie nacinac i obyło się bez szycia i całej bolesnej po porodzie otoczki, od razu śmigałam jak nowonarodzona w końcu, o 11.35 po ponad 8 godzinach tymoteusz przyszedł na swiat oznajmiając to wszystkim bardzo głośnym wrzaskiem
dwie ciąże, dwa różne bardzo porody, wiec reguł brak. najważniejsze, że mam teraz dwa żywe, zdrowe Sreberka