Awatar użytkownika
rybcia82
Mistrzu dwa tysiace!
Mistrzu dwa tysiace!
Posty: 2068
Rejestracja: 22 wrz 2008, 12:26

26 lut 2010, 16:44

geheimnis, :ico_brawa_01: :ico_brawa_01: :ico_brawa_01:

Awatar użytkownika
iw_rybka
Wodzu
Wodzu
Posty: 17728
Rejestracja: 07 mar 2007, 18:40

28 lut 2010, 00:20

geheimnis, jeju kochana,to sie wymeczylas.Dzieki Bogu,ze nic sie nie stalo,bo najczesciej te porody,gdzie lekarz kladzie sie na brzuchu i wypycha maluszka,dochodzi do okoloporodowego porazenia splotu barkowego,jak u naszej Zuzi.

Awatar użytkownika
aga216
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 5370
Rejestracja: 07 mar 2007, 18:39

01 mar 2010, 14:46

piękne łezki mam w oczach :ico_brawa_01:

Gabriella
Towarzyska dusza
Towarzyska dusza
Posty: 32
Rejestracja: 06 lut 2010, 20:05

02 mar 2010, 17:41

:ico_szoking: A czy można nie zgodzić się na masowanie szyjki ?

Awatar użytkownika
ramonka
Wodzu
Wodzu
Posty: 18597
Rejestracja: 08 sie 2008, 18:20

02 mar 2010, 23:00

A czy można nie zgodzić się na masowanie szyjki ?
pewnie mozna
ja sie tego bałam jak ognia
ale wlasnie masaz szyjki 'uratowal mi zycie' dzieki temu rozwarcie robiło sie wieksze i porod nabierał tempa , a przy skurczach ten bol jest mało odczuwalny ;-)

karmelka
Mistrzu dwa tysiace!
Mistrzu dwa tysiace!
Posty: 2122
Rejestracja: 05 lip 2009, 11:01

07 mar 2010, 20:00

Poród
W czwartek 18.02.2010r. o 19.00 stawiłam się w szpitalu w celu zbadania przez położną.Po badaniu połozna stwierdziła,że nie nadajję się jeszcze do porodu.Zawołała ordynatora,który też mnie zbadał i potwierdził diagnozę p.Małgosi.Zapytał o samopoczucie i stwierdził,że powinnam ze względu na bezpieczeństwo dziecka zostać w szpitalu (cukrzyca).No i zostałam.Od czwartku dostawałam 3 razy dziennie zastrzyki plus tabletkę,żeby się rozkręciła coś.Miałam też spore plamienie po czwartkowym badaniu,ale to był śluz brązowy i nie miałam się martwić tym.Rano słuchali tętna,a popołudniu i wieczorem robili KTG,na którym już pojawiały się skurcze po tych zastrzykach.W niedzielę o 6.30 zrobiono mi lewatywę,a o 7.00 przyszła po mnie pielęgniarka z położnictwa i poszłyśmy na porodówke,gdzie czekała na mnie już p.Małgosia.Zalożyła mi wenflon,kroplówkę z oksytocyną i zabrała się do badania.Okazało się,że rozwarcie na 1cm,zaczęła masować uprzedzając,że to nie będzie przyjemne.No i nie było,ale w efekcie rozwarcie zrobiło się na 2cm.Potem KTG,które się jej nie spodobało,bo Filip mało się ruszał,więc powtórzyła je i było lepiej.Lekarka oceniła,że jest dobre i mogę chodzić.No to zabrałam się do dzieła i ruszyłam na korytarz,żeby rozkręcić skurcze.Po godzinie miałam skurcze regularne co 5 minut,ale takie do wytrzymania choć czułam,że narastaja i są coraz bardziej bolesne.Szły od krzyża do brzucha.Po badaniu okazało się że jest 2,5cm,a więc dalej chodzilam.O 9.30 położna mnie znowu zbadała,masowała i pękł pęcherz płodowy.Odeszło strasznie dużo wód płodowych,skurcze potem miałam już co 2 minuty.Dalej chodziłam sobie,ale czułam,że już solidnie boli.Ok.11.00 znowu badanie i znowy wody chlusnęły jak z fontanny,aż lało się z łóżka i kapcie mi zmoczyło.Położna była zdziwiona skąd tyle wód.Rozwarcie na 4cm i decyzja położnej,że można wezwać anestezjologa żeby podał znieczulenie.Jejku,ale ja nie mogłam się doczekać aż on przyjdzie.Ok.12.00 Piotrek przyjechał,a ja już stękałam z bólu.Później anestezjolog zabrał się za zakładanie znieczulenia.Fantastyczny człowiek,bardzo uprzejmy,troszke pożartował ze mną (pomiędzy skurczami).Kazał jeszcze pobrac krew na elektrolity i poziom cukru.Po zalożeniu tego znieczulenia musiałam leżeć ok.30 minut i się nie ruszać,ale skurcze stały się do ziesienia i mogłam odetchnąć z ulgą.Znowu KTG i tu zaczęło się robić nieciekawie,bo tętno co jakiś czas bardzo zwalniało,nawet poniżej 80.Przyszła połozna i podała tlen,ale ja źle oddychałam i nie pomagało.Potem lekarz i p.Malgosia wytłumaczyli mi jak mam to robić i że to bardzo ważne abym dobrze oddychała.Pomogło,tetno wróciło do normy.Do tego położna pomacała Filipa po głowie i to też pomogło.Odetchnęłam z ulgą.Rozwarcie na 6cm,a już po niedługiej chwili było na 8cm.Czekaliśmy na skurcze parte.Powoli zaczynałam czuć ucisk na odbyt.Za rada położnej poszłam znowu usiąść na <acronym title="wcześniej też to robiłam">WC</acronym>,by główka lepiej schodziła.Jak mi tam dobrze było.Mogłam się kołysać na boki,pochylać do przodu.Ale ból i ten ucisk były straszne i na dodatek takie częste.Gdy poczułam,że już już główka jest bardzo nisko położyłam się na łóżku.Położna wytłumaczyła mi co robić przy skurczu i jaką przyjąć porcję przyszedł lekarz..No i się zaczęło!!!Piotrek przyginał mi głowę do klatki piersiowej,a ja miałam mocno przyciągnąć nogi do siebie i przeć.Boże jaka to jest siła,człowiek nie jest w stanie nad tym zapanować.Zaczęła się ukazywać główka.Lekarz z położną ocenili,że nie trzeba nacinać.Przy drugim wyszła główka .Następny skurcz i Filip jest z namii usłyszałam ALE ZAPĘTLONY!!!Pomyślałam,że owinął się pępowiną wokół nożęl albo tułowia.Położna go trzyma i odwija mu pępowinę z szyi,doliczyła do czterech i wszyscy byli w szoku jak on się mógł aż tyle razy owinąć. Ja się ze wzruszenia rozpłakałam strasznie,Piotrek oczy miał mokre.Filip wylądował na moim brzuchu,Piotrek przeciął pępowinę.Pediatra popsikała mu stópki zimnym sprayem i rozpłakał się na całego,a ja razem z nim wyłam jak bóbr powtarzając JAKI ON ŚLICZNY!!!!Piotrek został poproszony o wyjście i obdzwonił całą rodzinę w tym czasie. Potem urodziłam łożysko,które okazało się niekompletne,malutko,ale jednak troszkę zostało i zapadła decyzja o czyszczeni.Strasznie się tego bałam,ale miałam znieczulenie i nic a nic nie bolało.Lekarz kazał zmierzyc długość pępowiny i miała aż 104cm.Podobno bardzo dużo.Na nasze szczęście,bo gdyby była krótsza…wolę nie myśleć co by mogło się wydarzyc.Teraz przyszła pora na zszycie pęknięcia i to już czułam,ale pani która pomagała położnej podczas porodu trzymała mnie za rękę i przytulała (anioł nie człowiek,jak ona mi pomagała to do teraz jestem w szoku,że są tak życzliwi ludzie w szpitalu).Pielęgniarka z noworodków zabrała Filipcia do zbadania,a ja zostałam umyta i przniosłam się na łóżko.Potem wpuścili Piotrka,przynieśli Filipka i spędziliśmy razem cudowne 2 godziny,w ciszy i spokoju,nikt nam nie przeszkadzał,a Filipek pierwszy raz dostał cacusia.Poród był dla mnie pięknym przezyciem,w przyjaznej atmosferze,otoczona życzliwymi ludźmi czułam się bezpieczna,a obecność Piotrka bardzo mi pomagała.Położna pani Małgosia okazała się cudowną kobieta i warto było zapłacić za jej obecność przy porodzie (podobno bez płacenia jest równie uprzejma).

moni26
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 5989
Rejestracja: 09 mar 2007, 11:55

07 mar 2010, 20:10

:ico_brawa_01: :ico_brawa_01:

Awatar użytkownika
Aneczka.
Towarzyska dusza
Towarzyska dusza
Posty: 38
Rejestracja: 25 cze 2010, 13:16

28 cze 2010, 13:22

''Dopiero wtedy położna zdjęła mi moje spodnie dresowe, w których ciągle byłam i bluzkę i biustonosz, niew yobrażałam sobie wczesniej, że będę nago rodzić, jakos tak dziwnie, ale wtedy mi to wisiało, poza tym chciałam miec dziecko położone na piersi po wszytskim.''

dziewczyny czy końcówka porodu jest zawsze na golasa? nie wystarczy krótka koszulka? :ico_noniewiem:

dorotaczekolada
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 6769
Rejestracja: 11 mar 2007, 10:39

28 cze 2010, 13:28

ja pierwsze slysze ze na golo :ico_noniewiem: ja rodzilam w koszuli. tyle ze najlepiej zeby byla rozpinana,zeby mozna bylo dziecko do piersi przystawic

Awatar użytkownika
geheimnis
Mistrzu dwa tysiace!
Mistrzu dwa tysiace!
Posty: 2248
Rejestracja: 25 mar 2008, 12:25

28 cze 2010, 15:32

Ja również pierwszy raz słyszę że rodzi się na golaska.Ja miałam swoją koszulę,rozpinaną,ale ja nie przystawiałam córeczki od razu bo mała była zachłyśnięta wodami płodowymi i nie chciała mi jeść przez 9 godzin po porodzie. :ico_szoking:

Wróć do „Ciąża, czyli nasze 9 miesięcy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Google [Bot] i 1 gość