SHOO - ja tez ostatnio mialam problem z rzeczami - które pralam, a które nie, ale juz zrobilam porzadki i wszystko wiem :)
mam nadzieje, ze Malemu szybko zejdzie na wysypka... ale te biedna dzieciaczki maja delikatna i wrazliwa skórę...
A co do zimowych ubranek - w koncu to "Espnia" :) Miałam okazje tam byc i zimno raczej nie jest ;)
Co do palenia... ja juz kiedys rzucilam z dnia na dzien i wytrzymalam rowny rok... i teraz jest to samo... przypadkiem znowu postanowilam rzucic w listopadzie (byl wtedy siwatowy dzien rzucania palenia) i byl to akurat tydzien, w ktorym zaszlam w ciaze, wiec pieknie sie zlozylo... Do fajek mnie bardzo ciagnelo, ale wiedzialam, ze nie moge zatruwac mojej corci... A jak widzialam jakas mloda dziewuche, ktora pchala jedno dziecko w wozku, a drugie miala jeszcze w brzuszku i szla z fają, to normalnie mialam ochote podjesc i ja strzelic w ryj, zeby sie nogami nakryla...

plakac mi sie po prostu chcialo i od razu pol dnia myslalam o tym jej biednym dzidziusiu w brzuszku
jak urodzilam, to motywacja bylo karmienie piersia, ale jak tylko calkiem odstawilam mala od piersi, to sie po kilku dniach zlamalam... znowu mi cos strzelilo do glowy

oznajmilam Panu (on nie pali), ze nie dam juz rady i po prostu wyszlam do sklepu po papierosy
pierwszego papierosa wypalilam wieczorem na dworze... byl oczywiscie straszny, zakrecilo mi sie w glowie... przyszlam do domu i pomyslalam: boshe, jak ja moglam za tym tesknic... obrzydlistwo... zjadlam cos, poszlam sie wykapac, umylam zeby i polozylam sie spac, a rano jak wstalam, to nadal czulam smak tytoniu w buzi i wydawalo mi sie, ze cala smierdze... i pomyslalam wtedy, ze to chyba bedzie na tyle...
nie palilam przez caly dzien, a wieczorem - nie wiadomo skad - znowu zapalilam, chociaz wcale nie mialam ochoty...
no i tak sie rozkrecilo... niby paczke mam na razie na jakies 3 dni, ale zawsze sie tak zaczyna, a potem konczy sie na 1 dziennie... zla jestem na siebie, jak nie wiem co... tym bardziej, ze papierosy teraz sa bardzo drogie...
oczywiscie nie pale w domu (wychodze na balkon), ani nigdzie na dworze, jak jestem z wozkiem, bo wiem, ze wyglada to tragicznie...
teraz dochodze do wniosku, ze lubilam nie palic, nie smierdziec... ale co z tego, ja ciagnie mnie juz na balkon... wiem, ze kiedys i tak bede musiala rzucic na zawsze, mala rosnie, a ja nie chce siedziec w parku na laweczce ze szlugiem w reku i patrzec jak Zuzia biega i sie bawi...
[ Dodano: 2008-11-08, 14:43 ]
SHOO - co do psa - masz pewnie racje, to jest moj pies, wiec ja mam do niego inne podejscie, niz obcy ludzie... ale tak mi go szkoda w tym kagancu... nie wiem czy uda mu sie kiedys do niego przywyknac...
chociaz wiem, ze bezpieczenstwo Zuzi i innych jest 100 razy wazniejsze niz zle samopoczucie mojego bydlaka...
i wlasnie dlatego poszlismy dzisiaj po ten kaganiec...