Poród był dla mnie najcudowniejszym wydarzeniem w moim życiu. A to za sprawą mojego synka i męża
Termin miałam na 1 stycznia 2010 a wszystko zaczęło się dziać w nocy z 26 na 27 grudnia. Cztery razy w nocy obudził mnie silny ból brzucha ale zwaliłam to na przejedzenie świątczne. Ok 6 znowu obudził mnie ból i głód. Zrobiłam kanapki i zasiadłam popisać na forum. Zorientowałam się że te bóle są co 10 minut
więc wzięłam no spę i ciepłą kąpiel cały czas skrzętnie zapisując na kartce o której kolejny ból brzucha...
spróbowałam się zdrzemnąć i tak co 10 min budziłam się i brałam kartę i długopis...poczytałam książkę i zrobiło się południe.
Zadzwoniłam do koleżanki, która niedawno rodziła i kiedy jej powiedziałam co i jak wrzasnęła na mnie że biegiem do szpitala. Mama moja spanikowana, z czego się śmiałam całą drogę do szpitala że mam w samochodzie leżeć a nie siedzieć
Z mężem w znakomitych nastrojach pojechaliśmy do szpitala. Po drodze pomimo bólu mąż mnie rozśmieszał do łez.
W szpitalu byliśmy ok 13. Położna podłączyła mnie pod ktg skurcze były już co 5, 4 minuty ale na ktg nic nie wyszło. Zmartwiłam się że to nie poród ale niewiadomo jakiego pochodzenia bóle brzucha, że coś jest nie tak i że wyląduje znów na patologii ciąży. Przyszedł lekarz, zbadał mnie i stwierdził 'rodzi pani powoli'. Rany jakie było moje szczęście że to już!
Uradowana wybiegłam do męża krzycząc rodzę
no i poszliśmy na porodówkę...tam znowu ktg i to niestety leżące po godzinie powiedziałam do męża że mają mnie odłączyć bo już nie mogę leżeć... Odłączyli i zaczęłam łazić po pokoju. Między skurczami gadałam przez telefon
a w czasie skurczu mąż mocno masował mi dół pleców bo bardzo bolało...
Po chwili powiedziałam Kamil ja rodzę a on na to że wie...ja że mam parte i żeby kogoś zawołał...Przyszła położna i stwierdziła że to na pewno nie parte bo za wcześnie ale po chwili zbadała mnie i miałam już 5 cm rozwarcia...zawołali lekarza żeby dał znieczulenie ale nie zdążył przyjść bo za chwilę było widać już główkę
Bóli partych miałam ze 4. Mocno ściskałam męża za rękę i parłam z całych sił.
Potem usłyszałam "nie przeć" i dotknęłam palcem głowki mojego synka
po chwili synek już był z nami i leżał wtulony...
Przyczepił się do piersi i tak leżał 2 godziny
Nigdy tego nie zapomnę, pomimo bólu i braku znieczulenia i naprawdę chętnie przeżyłabym to jeszcze raz. Gorzej bolało szycie niż poród bo niestety miałam trzy szwy...
Każdej kobiecie życzę tak szybkiego i wspaniałego porodu jaki ja przeżyłam.