Lidia wiesz, moi teściowie to długa historia.. ale nie ma sprawy, napisze rzadna tajemnica w końcu
Mój P pochodzi z Dolnego Śląska, z takiej maleńkiej wioseczki koło Kłodzka, w której życie toczyło sie w okół PGRu kiedy jeszcze istniał, a kiedy już go nie było, wspomnieniem po nim i sklepem w okół którego toczy się życie.. Teściowie w zasadzie nigdzie nie byli, nic nie widzieli, nie mają jakiegoś specjalnego wykształcenia, bo teść chyba podstawowe, albo zawodowe, a teściowa skończyła chyba zawodówke, ale nigdy nie pracowała, całe życie była na utrzymaniu męża.. Teść ponoć zawsze dosć dobrze zarabiał, ale w domu tego nie widać, bo meble jak je postawili prawie 40 lat temu, tak stoją, remontu rzadnego też nie widać, wieć w zasadzie wychodzi na to, że wszystkie pieniądze przejadali..
Kiedy pozanałam P 8 lat temu, oni w zasadzie mnie akceptowali, rozmawiali, pytali co u mnie, nie powiem, ze traktowali jak córke, ale było nieźle.. Z każdym rokiem było gorzej.. co raz mniej mnie akceptowali, teściowa robiła głupie przytyki do tego jak wyglądam, przez problemy z hormonami przytyłam sporo, prawie 25 kg przez 6 lat, wiec nie było mi przyjemnie wysłuchiwać takich tekstów.. Za karzdym razem mówiła, że jak nam może brakować na coś pieniędzy, jeśli no chcieliśmy sobie kupić coś wiekszego, np telewizor za prawie 4000zł.. Mówiła, że gdyby ona miała nasze pensje to żyłaby jak pączek w maśle.. (od 8 lat teść jest na zasiłku przedemerytalnym, więc kasa im sie uszczupliła) Za karzdym razem kiedy u nich byliśmy narzekała, że brakuje jej na to, albo na tamto.. więc płaciliśmy im rachunki za prąd, wode.. Kiedy zmienialiśmy auto na nowsze, naszą kochaną Ibizke oddaliśmy teściowi, bo on swoje sprzedał, bo ponoć się syoało, chociaż jak się później okazało wystarczyło coś tam wymienić i byłoby dobrze..
Diametralnie wszystko zmieniło się kiedy okazało się, że P jest poważnie chory, ma guza muzgu, czeka go operacja, któej może nieprzeżyć, a jeśli przeżyje, to są dwie opcje, albo szystko będzie w porządku, albo zostanie roślinką.. Jakieś 2 m-ce przed operacją ojciec P dostał naszego fiacika, miał zrobić w nim generalny przegląd, powymieniać wszystkie częsci, które tego wymagają, tak aby auto było sprawne na wyjazd do kliniki do Warszawy..Mieliśmy pojechać we troje, Piotrek ja i teść.. a że mieliśmy wtedy dwa auta, więc zostaliśmy z tym drugim, starszym, bardziej zurzytym.. Kiedy pojechaliśmy do kliniki okazało się, że mój teść przyjechał zupełnie bez kasy, nie miał nawet na gume do rzucia.. więc staneło na tym, że on wraca i przyjedzie nas odebrać kiedy już będzie po wszystkim.. niestety ale szkoda mi było pieniędzy na hotel i utrzymanie 2 osoby.. po za tym musiałabym skakać koło niego, bo on musi zjeść śniadanie, wypić kawe... a tak Bogu dzięki mogłam poświęcić się tylko P, a on na prawde wymagał opieki prawie 24/h po za tym jeśli sama dopilnowałam to wiedziałam, ze jest zrobione..
W dniu operacji P dowiedziałam sie, ze jestem w ciazy i z Warszawy wracaliśmy już we trójke z Jasiem w brzuszku
Od razu powiedzieliśmy teściom, widać było że to im nie po nosie, oni chyba liczyli na to, ze sie rozejdziemy z P, po za tym chyba chcieli żeby operacja sie nie udała.. kiedy wróciliśmy wyglądało tak jakby wszystko co należało do P mieli już podzielone miedzy siebie, dwa auta, których całe szczęście jestem głównym właścielem i to wszystko czego się razem dorabialiśmy.. Kiedy powiedzieliśmy ojcu, że do nas wracamy naszym fiacikiem, bo kombi, a teraz kiedy będzie dziecko, będzie nam potrzebne, z resztą z tą myślą je kupywaliśmy.. ojciec poweidział tylko, że dlaczego?? teraz?? kiedy on już je podszykował dla siebie i dobrze mu się jeździ.. szlag mnie trafił na miejscu... drugie auto zostało u teściów, obo nie mieliśmy kierowcy, który móglby nim wrócić.. W końcu staneło na tym, że teść je od nas odkupi.. węc sie ucieszyliśmy bo pieniądze przeznaczyliśmy na wyprawke dla Jasia, jak się okazało na miesiąc przed porodem, ojciec powiedział ,ze nie ma kasy, bo mają jakieś kredyty do spłacenia.. Staneło na tym, ze on ma auto, a my pieniędzy nie zobaczyliśmy do teraz i pewnie nie zobaczymy już nigdy.. to był początek..
Kiedy urodził się Jaś postanowiliśmy wziąźć ślub, bo wcześniej planowaliśmy zanim dowiedzieliśmy się o chorobie P, mieliśmy już nawet termin ustalony, ale stwierdziliśmy, ze poczekamy i po operacji zrobimy wszystko tak jak trzeba..
W grudniu chcieliśmy ochrzcić Jasia, poszliśmy do księdza, ale poweidział ze na święta nie da rady, bo duźo dzieci.. ale zapytał, czy chcemy wziąć ślub, bo jeśli tak, to on proponuje nam ślub i chrzciny w jednym, przemyśleliśmy i zdecydowaliśmy się na takie rozwiązanie, przynajmniej jeden wydatek zamiast dwóch.. Dogadaliśmy się z księdzem, ustaliliśmy termin P zadzwonił do rodziców powiedzieć co i jak.. Teściowa powiedziała, ze jej nie bedzie, bo ona wyjeżdza do pracy do Hiszpanii.. I faktycznie jej nie było.. Ojciec przyjechał sam, rodzeństwo też było, ale z wielkim fochem, zmyli się jakoś po oczepinach, a wcześniej siedzieli z nosami na kwinte.. aaa teściowa nawet nie zadzwoniła do P z życzeniami w dniu ślubu..
Kiedy pojechaliśmy do nich jakoś miesiąc czy dwa po ślubie, teściowa już była w domu, nikt z nami nie chciał rozmawiać, siedzieliśmy całymi dniami osobno, my w jednym teściowie w drugim pokoju, nikt nawet na moment nie zdjął mi Jasia z rąk, nie pobawił się z nim.. zupełnie nie wiedzieliśmy o co chodzi, więc się nie odzywaliśmy..
Później przyjechaliśmy w paździeniku na 2 dni, znów nikt z nami nie gadał, traktował jak obcych.. kiedy pytaliśmy czy przyjadą na roczek, nikt nic nie mówił.. Jak wracalismy do domu P zadzwonił do siostry i zapytał czy będą, bo to 400 km i wolimy wiedzeć ile ludzi będzie i czy trzeba będzie kogoś przenocować, zaczeła sie awantura, właściwie o wszystko, o to że ja jestem taka a nie inna, że teściowej nie było u nas na ślubie i jak mogliśmy wxiąźć ślub bez mamy, a ona tak chciała być u nas, o to, ze skrzyczałam siostrzeńca kiedy chciał o 16 grać na komputerze, a o 17 jechaliśmy już do Koscioła, o to że kiedy dzień wcześniej przyjechali i siedzieliśmy przy kieliszku, szwagier powiedział ,ze fajnie sie u nas pije wódke, tylko daleko mieszkamy i moglibyśmy się bliżej przeprowadzić, a ja powiedziałam tylko, że nie wiem jak się u nich pije wódke, bo nigdy u nich nie piiśmy i tez byłoby fajnie gdyby to oni przeprowadzili się bliżej i kilka podobnych pierdół..
Staneło na tym, ze przyjechali na roczek.. dali znać 12 godzin wcześniej.. kiedy ja już miałam umówionych gości na 15.. Oni przyjechali na 11, siedzieli od 11 do 15 jak na skazaniu, bo nie było o czym gadać, niby zachowywali się jak nigdy nic, jakby nikt nic nie powiedział, nic nie zrobił..Całe szczęscie byłam zajęta przygotowywaniem wszystkego więc nie słuchałam o czym rozmawiają..o 14 z minutami stwierdzili, ze już jadą do siebie, a my im na to, ze przecież o 15 będzie reszta gości, tort i w ogóle zacznie sie cała impreza..wiec wszystko było na wariata, budziliśmy dziecko, zeby zdmuchneło świeczke.. a przed 16 teściowie i rodzeństwo zebrali się i pojechali, jedno z czego jestem zadowolona, to to że szczęki im opadły kiedy zobaczyli, ze się postaraliśmy, że cała impreza roczkowa była taka jak powinna być, ze na stole nie brakuje ani jedzenia, ani wódki..
Po roczku Jasia nikt się do nas nie odzywa, Teść czasami klika z P na gg ale rzadko..
Dla mnie to są dziwni ludzie, którzy potrafią tylko wytykać błędy, zazdrościć, tylko nie wiem czego, bo wszystko co mamy osiągneliśmy sami, własną cieżką pracą, a oni czekają aż ktoś im da, albo samo spadnie z nieba..
W zasadzie sie nie kłuciliśmy, ale dla mnie to nie jest rodzina, do teściów nadal mówie pan/pani, rzadne z nich nie powiedziało, zeby mówić do nich inaczej, a ja sama nie będe sie pchała tam gdzie mnie nie chcą..
To tak z gróbsza, mam nadzieje ze znalazłaś sens i nie pisałam haotycznie, chociaż gdybym miała pisać dokładnie to zajełoby to pewno 3 razy tyle miejsca..
Rozpisałam się jak nigdy, późno już lece spać lasencje
[ Dodano: 2010-03-01, 21:55 ]
wiola85, u nas to samo, P mówi, że teściom nie wszystko może powiedzieć, więc często ja mówie w jego imieniu.. i racja mi jest dużo prościej powiedzieć rodzicom, że coś mi nie pasuje..
Gratuluje nowego słówka MAMA w końcu sie doczekałaś!!
Ja bym chciała, zeby w końcu zaczął wołać TATA, ale puki co się nie zanosi.. chociaż to nigdy nie wiadomo..
Teraz to już na pewno spadam, bo oczy mi się kleją jak nigdy...
pJasiek przesypia całe noce, ale za to wstaje koło 6 albo i jeszcze przed.. więc padam już na twarz...