elibell
4000 - letni staruszek
Posty: 4833
Rejestracja: 12 sty 2011, 23:45

08 lut 2011, 22:35

:ico_brawa_01: askra, cieszy mnie, że ktoś ma takie zdanie, bo normalnie nie lubię jak ktoś narzeka na wszystko inne, to po co wyjeżdża do obcych krajów jak im tak tam źle!Eh ale to już inna bajka

moni26
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 5989
Rejestracja: 09 mar 2007, 11:55

09 lut 2011, 13:19

Tysiące kobiet tysiące opinii... najważniejsze żeby każda z nas była zadowolona

Teraz moje wspomnienia :-D

Martynka urodziła się 4 lata temu... a jak pomyślę o tym wszystkim to tak jakby to było wczoraj.

Cała ciąża przebiegała bez problemu, byłam cały czas w ruchu. Do 6 miesiąca nie było widać po mnie że jestem w ciąży, dopiero w 9 miesiącu zrobiłam się dużaaaa, a raczej mój brzuch.... a to dla tego że miałam dużo wód i jak stwierdził lekarz mała jest duża- z 4 kg jak nic :)
Przez całą ciąże wg USG miałam termin na 24 grudnia, a z wyliczeń na 1 stycznia. Jakoś ten 24 grudzień mi nie bardzo pasował :D jak to w święta w szpitalu... nie ma mowy. Dwa tygodnie przed świętami wzięłam się za mega porządki, wymyśliłam sobie że najlepiej będzie urodzić coś koło 18 grudnia i dzięki temu na święta będziemy już z małą w domu.... Niestety dni mijały, dom lśnił... ile to można myć podłogę, okna hehe nawet M nie wskórał nic... i tak nam zeszło do świat.
Akurat tak się złożyło że w Wigilię mój ginekolog miał dyżur w szpitalu, więc w razie czego miałabym swoją opiekę. Dzień minął, wieczorem poszliśmy na kolację do moich rodziców. Jakoś tak nijako się czułam, sił nie miałam, brzuch pobolewał, ale nic nie mówiłam... Pamiętam że myślałam sobie że najem się bo później dietka przecież będzie. Nawet skurcze się pojawiły, ale nie spieszno mi było do szpitala. Wigilia minęła i wszystko przeszło....
I tak dotarłam z moim brzuszyskiem do Sylwestra, nawet do znajomych poszliśmy, bo co będziemy w domu siedzieć :D
Sylwester minął a ja nic.

Wcześniej ustaliłam z moim lekarzem że jak nie urodzę do 3 stycznia to przyjadę do niego do szpitala bo będzie miał dyżur. I tak zrobiłam. Pojechaliśmy, zrobili mi Ktg.. jakieś tam minimalne skurcze się pokazywały :) Lekarz stwierdził że spokojnie mogłabym jechać do domu, ale ma ostatnie łóżko wolne na sali, więc mnie przyjmie. Powiedział żebym pojechała do domu i się spakowała... a ja z uśmiechem na twarzy że torbę mam ze sobą :D i zostałam. Była to środa wieczorem.
W czwartek od rana badania... to chyba najgorzej wspominam... mój lekarz mnie badał, później jeszcze ordynator... i ciągle z rozłożonymi nogami.
W piątek założyli mi balonik. Wszechwiedzący ordynator powiedział moim rodzicom że do wieczora zostaną dziadkami :) taaaa oczywiście :D piątek zleciał, sobota również... w niedzielę mój lekarz do południa doszedł do wniosku że trzeba balonik wyjąć bo mnie i tak nie rusza.
W poniedziałek rano miałam zjeść tylko delikatne śniadania, bo zaraz mnie na porodówkę zabierają pod kroplówkę na wywołanie. Przed wejściem na porodówkę, pielęgniarka zaprosiła mnie na lewatywę. Zaaplikowała mi ją i mówi tak jest toaleta. Yhy… czekam a tu nic.. myśle coś na mnie nie działa… nie zdążyłam do końca pomyśleć i biegiem do toalety, dobrze że była w tym samym miejscu co ja. Jednak zadziałało 
Gdzieś koło 11:00 podpięli mi kroplówkę i czekałam. Po 12:00 położna mnie badała i poleciała woda... nie wiem czy przebiła czy sama poszła, ale nadal nic. Leżałam, chodziłam... bo ile to można leżeć. W miedzy czasie jedna dziewczyna rodziła obok :) a mnie nic jak nie brało tak nie brało.
Byłam w stałym kontakcie telefonicznym z moim M... bo wysłałam go do pracy. Przyjechał do mnie dopiero wieczorem... a ja dalej z kroplówką... i to nawet druga dawka szła... a mnie nic nie ruszało ;/ Posiedzieliśmy pogadaliśmy i wysłałam go do domu :) a ja z powrotem na porodówkę bo moje łóżko na sali było już zajęte a nie było nic wolnego... jak na złość sala rodzinna też zajęta. Więc wróciłam na to super wygodne łóżeczko na porodówce. Żałowałam że nie zabrałam ze sobą książki :) Później kolejna trzecia dawka kroplówy. Skurczy brak, rozwarcia brak... Ktg stale podpięte wiec sobie słuchałam małej :) w pewnym momencie przestało ją było słychać... położna od razu przy mnie, woła drugą... ja łzy w oczach. Pytam co się dzieje... a okazało się że mi się pas przesunął i przez to nie było chwilę jej słychać.
Późnym wieczorem zadzwonił na mnie mój lekarz, i zapytał co tam nasza mała taka uparta. Życzył dobrej nocy i żebym się wyspała... rano przyjedzie i zrobi mi cc.
Godziny strasznie się dłużyły... czas mijał powoli... koło północy zrobiła się akcja. U dziewczyny dziecka z porodu rodzinnego zaczęło zanikać tętno... byłam światkiem tego wszystkiego... Pielęgniarki i lekarze latali jak z piórkiem... ale całe szczęście dziecku nic się nie stało. Zrobili cc.
A ja nadal sobie leżałam i czekałam :) Nad ranem zaczęłam czuć bóle, myślałam że to skurcze, ale na KTG nic nie było widać... później okazało się że to mała się pchała.
I tak doczekałam 7:00, po rannej zmianie personelu ( żeby było zabawniej to 3 zmiany położnych miałam leżąc na porodówce :D) zaczęli mnie przygotowywać do zabiegu. Pytają jak się czuję, a ja na to że strasznie głodna jestem, pytają a kiedy Pani jadła… ja że wczoraj śniadanie.. Bo przecież miałam urodzić i nad czczo być:) oj biedactwo…
Położna pyta się czy mam maszynkę jednorazową, ja oczy w słup... myślę sobie że przecież ogoliłam się i mówię jej to, a ona na to że owszem ale do cc trzeba się wygolić dużo wyżej ;/ taaa bo ja wiedziałam że będzie cc.
Jeszcze zadzwoniłam do Mariusza żeby się nie martwił, bo oczywiście pojechał do pracy- nadal nie chciałam go zdenerwowanego w szpitalu... ;P że dam mu znać zaraz po zabiegu. Moi rodzice byli już w szpitalu, czekali przed porodówką.
Przewieźli mnie na salę, anastazjolog wytłumaczył mi na czym będzie polegało znieczulenie. Prosiła że jak będzie mi się wkuwać to żebym się nie ruszała.... Ranyy jak to zrobić gdy co jakiś czas czuję ból i mnie zgina... ale dałam radę. Później mnie położyli i sprawdzili po chwili czy znieczulenie zadziałało. W między czasie przyszedł mój lekarz z jeszcze innym lekarzem. I zapytał: to co zaczynamy? i zaczęli. Prawa ręka wyciągnięta pod kroplówką, a drugą mi zawinęli w hmm takie prześcieradło na którym leżałam. Pytam: a czemu mi tak rękę zawijacie? Mój gin zaczął się śmiać i mówi że dla bezpieczeństwa bo zdarzały się przypadki że im pacjentka podczas zabiegu rękę do brzucha chciała włożyć. Ogólnie jakoś dużo osób było na sali, tak mi się przynajmniej wydawało :) Cały czas przy mnie siedziała pielęgniarka anastazjolog, pytała o różne rzeczy, zagadywała.. mówiła co w danej chwili lekarze robią, uprzedziła że właśnie teraz przecinają mi warstwę ( zapomniałam już jej nazwę) i poczuję się słabo. Ja do niej, że nie jest Ok :)... ale po chwili faktycznie zrobiło mi się słabo... podała mi tlen. W między czasie zerkałam na lampę nad stołem.. bo w niej się odbijało i widziałam co nie co, co robią :)
Lekarze rozmawiali o urlopie, o wyjeździe na ryby... nawet ja się włączyłam do rozmowy z nimi :)
No nasze piękności.... powiedział w pewnej chwili lekarz... myślę sobie ale mu się na komplementy zbiera :D ale nie chodziło o mnie hehe właśnie małą wyciągnęli, taka malutka kuleczka. Znowu słyszę śmiech pielęgniarek... okazało się że mała puściła smółkę na lekarza, jedna z pielęgniarek powiedziała, no to mała będzie miała szczęście w życiu. Druga znowu: ale ona ma włosięta. inna mówi: proszę to pani córeczka i mi ja pokazuje. Najbardziej zapamiętałam wielkie czarne oczyska :D i dotyk rączek na moim policzku. Później małą zabrali do mycia i ważenia. W między czasie zaczęli mnie zszywać. Pielęgniarka mówi, że ma pani szczęście, w dobrych rękach jest i nie będzie wielkiej blizny. A ja na to, tylko proszę żeby nie zostawić mi swoich inicjałów na szyciu bo później mąż może się zdziwić. Wszyscy w śmiech :) Pielęgniarka powiedziała że mała dostaje 10 punktów i waży równe 4 kg :) ja znowu w śmiech i mówię : Panie doktorze miał pan racje co do grama, nie pomylił się Pan :D
Małą zabrali na dogrzewanie do inkubatora a mnie na salę pooperacyjną, wywożąc mnie uderzyli wózkiem w framugę drzwi. Pielęgniarka mówi uważajcie, druga: przecież i tak nie czuje.. a ja na to: Ale ja czułam.... Jak to pani czuje, przecież nie powinna pani czuć ;/
hmm a co by było gdyby operacja dłużej trwała - taka myśl mi przeszła po głowie

Podsumowując... miło wspominam operację, cieszę się że byłam przytomna... a że prawie 20 godzin spędziłam nie potrzebnie na porodówce... no cóż...

Awatar użytkownika
markotka
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 5514
Rejestracja: 17 mar 2009, 15:45

09 lut 2011, 20:15

moni26 kurcze, tyle szczegółów pamiętasz :ico_szoking: super opis :ico_brawa_01:

Kamcia a jakby skracała Ci się szyjka to co wtedy? Jak to stwierdzą skoro nie badają Cię ginekologicznie? Wiadomo, że służba zdrowia w PL pozostawia wiele do życzenia, ale ja wolę być zbadana co miesiąc, mieć zrobione na każdej wizycie usg i mieć dzięki temu spokojną głowę.

askra
Mistrzu dwa tysiace!
Mistrzu dwa tysiace!
Posty: 2648
Rejestracja: 22 paź 2010, 19:12

09 lut 2011, 20:30

mieć zrobione na każdej wizycie usg i mieć dzięki temu spokojną głowę.
a wiesz, ze w PL spotkałam mnoswto ludzi (kobiet, ktore tak twierdza) i kilka opinii lekarskich, ze USG w ciązy wiecej niz 3 razy jest szkodliwe? Takze nawet w PL nie zawsze mozesz oczekiwać takiej opieki jakiej byś chciała.

elibell
4000 - letni staruszek
Posty: 4833
Rejestracja: 12 sty 2011, 23:45

09 lut 2011, 21:09

szyjka macicy się musi skracać w pewnym momencie (nie ukrywajmy, że skraca sie już jak dochodzi do zapłodnienia, skraca się i zamyka), a jeżeli zaczyna się dziac to szybciej to organiozm na pewno o tym alarmuje, czy krwawieniem czy bólami, o których mówi się położnej i wtedy decydują sie na badania, ja tylko uważam, ze niepotrzebne ingerowanie wewnątrz jest zbedne, bo wiadomo powszechnie, że normalne badanie ginekologiczne nie nalezy do przyjemności a co dopiero jak wszystko mamy nabrzmiałe, mocniej ukrwione. Ale wiesz ja nie uważm, że Twoja opinia jest zła markotka, pewno jakbym przechodziła ciążę tylko w Polsce nie miała porównania żadnego też bym mówiła że takie jest lepsze, bo tak mówi mi lekarz, bo takie praktyki stosuje. Ja tylko uważam (ale nadużywam tego słowa, przepraszam) że skoro zdecydowałam się żyć w Anglii i tutaj przechodzić ciążę muszę metody lekarzy przyjmować takimi jakie są, nie wyobrażam sobie teraz, że pakuję się, wydaje szmal na samolot, i lecę do Polski tylko po to by ktoś mi zaglądał jak się sprawuje moja szyjka macicy (za co także musiałabym płacić bo nie mam ubezpieczenia w Polsce), więcej stresu przejde samą podróżą niepotrzebnie niż to byłoby warte. Ale kazda kobieta ma prawo do swoich decyzji. Dla jednej polskie praktryki sa lepsze od innych. Tyle, że nie sugerowałabym się tylko opinią jedynie 2 koleżanek, bo w Anglii wiele przebywa Polek a co lepsze statystycznie wiele z nich przyjeżdża tutaj w jednym celu (aborcja jest legalna a co za tym idzie darmowa) więc nie można oceniać nie znając z doświadczenia własnego!!! To jest tylko moja osobista opinia. Nie musi sie z nią nikt zgadzać.

Awatar użytkownika
markotka
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 5514
Rejestracja: 17 mar 2009, 15:45

09 lut 2011, 21:50

mieć zrobione na każdej wizycie usg i mieć dzięki temu spokojną głowę.
a wiesz, ze w PL spotkałam mnoswto ludzi (kobiet, ktore tak twierdza) i kilka opinii lekarskich, ze USG w ciązy wiecej niz 3 razy jest szkodliwe? Takze nawet w PL nie zawsze mozesz oczekiwać takiej opieki jakiej byś chciała.
Oj, to jakaś bujda na kółkach :ico_oczko: nikt nie udowodnił, żeby takie badania były szkodliwe, a stosuje się je już od wielu lat, więc myślę, że przez ten czas już ktoś by coś na ten temat opublikował.

[ Dodano: 2011-02-09, 20:54 ]
Kamcia ja absolutnie nie twierdzę, że w PL jest super, a w WB be. Znam opinie 2 koleżanek, wiem co przeszły i tyle, czytałam też na innych forach opinie o tamtejszej służbie zdrowia, chociaż sama na właśnej skórze nie doświadczyłam, więc nic więcej powiedzieć nie mogę. Powtarzam tylko to, co słyszałam i czytałam.

A zapytam jeszcze tak, nie współżyjesz ze swoim mężczyzną w czasie ciąży? Przecież podczas stosunku "ingerencja" jest dużo większa, niż podczas badania ginekologicznego. Mój lekarz bada mnie tak delikatnie, że jest to niemal niewyczuwalne i trwa dosłownie kilka sekund.

elibell
4000 - letni staruszek
Posty: 4833
Rejestracja: 12 sty 2011, 23:45

09 lut 2011, 22:05

w trakcie współżycia uwalnia się hormon endofina, zwana hormonem szczęścia, który sprawia, że czujesz się rozluźniona i szcześliwa a w trakcie badania ginekologicznego niestety takowy hormon nie ma racji bytu, heh wiedziałam że o to zpytasz, no ale kochana nie porównujmy przyjemności z badaniem ginekologicznym
Seks pomaga również utrzymać dobre napięcie mięśni pochwy, zapobiegając ich ewentualnemu późniejszemu zwiotczeniu. A sprawne mięśnie pochwy to również sposób na podniesienie przyjemności z uprawiania miłości fizycznej, zarówno twojej, jak i partnera.
Inne hormony wymienie uwalniające się w trakcie współżycia i ich skutki na nasze ciało
Oksytocyna: to hormon związany z popędem seksualnym, wydziela się w trakcie przeżywania orgazmu. Działa uspokajająco i nasennie.

Endorfina: daje nam uczucie zadowolenia i spełnienia. Jak nic innego potrafi redukować nastroje depresyjne i zwiększać nasze poczucie zadowolenia z siebie. Świetnie łagodzi ból.

Testosteron: choć to hormon męski, także u kobiet pełni istotną rolę. Zwiększa popęd seksualny i reguluje cykl menstruacyjny.

Estrogen: hormon ten zapobiega zawałom serca i wzmacnia wzrost kości, co może w późniejszym wieku uchronić nas przed osteoporozą.

DHEA: nie tylko zwiększa temperament seksualny, ale i przedłuża twoje życie. DHEA osiąga najwyższy poziom w organizmie, gdy masz nieco ponad dwadzieścia lat, lecz zawsze możesz sprawić by go nie ubywało. Jak? Oczywiście przez regularne współżycie seksualne, bo właśnie przed i podczas uprawiania miłości ilość tego hormonu w organizmie wzrasta co najmniej trzykrotnie.

A więc, kochajcie się na zdrowie!

żródło: internet strona o hormonach uwalnianych w trakcie seksu

A w gabinecie ginekologicznym nie czuję żadnej przyjemności czy też satysfakcji, do tego każdy ginekolog czy położna podkreślają, że współżycie w trakcie ciąży wpływa korzystnie na mięśnie pochwy, która dostosowuje się do porodu:):):)

[ Dodano: 2011-02-09, 21:11 ]
Oj, to jakaś bujda na kółkach nikt nie udowodnił, żeby takie badania były szkodliwe, a stosuje się je już od wielu lat, więc myślę, że przez ten czas już ktoś by coś na ten temat opublikował.
publikacji na temat USG jest wiele i trzeba tylko zacząć je czytać na odpowiednich stronach medycznych, nie chce teraz kierowac cię pod odpowiednie adresy bo od tego jest wujek Google, ułatwiający dzisiejsze zycie.

Awatar użytkownika
markotka
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 5514
Rejestracja: 17 mar 2009, 15:45

09 lut 2011, 22:12

każda z nas ma swoje racje i mogłybyśmy tak pisać i pisać :ico_oczko: mój ginekolog w trakcie badania nie robi mi krzywdy, badanie nie jest dla mnie w żaden sposób niekomfortowe, ani tym bardziej bolesne, nie jest dla mnie problemem, nie szkodzi mi, więc się badam :-D

elibell
4000 - letni staruszek
Posty: 4833
Rejestracja: 12 sty 2011, 23:45

09 lut 2011, 22:16

markotka, dokładnie badasz się bo tak jest w Polsce, a jakbyś żyła w innym kraju i były by inne praktyki stosowne to przeciez też byś uważała że są dobre. Wiesz najważniejsze, że się dobrze czujesz i maleństwo rośnie zdrowo i miewa sie w brzuszku dobrze. To jest najważniejsze dla nas przyszłych mam, a nie jak gdzie jest czy lepiej czy gorzej:):):) Grunt byśmy urodziły szybko najlepiej bezboleśnie i mogły tulić nasze maluszki:):):)

[ Dodano: 2011-02-09, 21:17 ]
aha i mogły opisać tutaj ciekawą historię hihihi, bo zboczyłysmy z tematu niesamowicie:)

Awatar użytkownika
markotka
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 5514
Rejestracja: 17 mar 2009, 15:45

09 lut 2011, 22:20

aha i mogły opisać tutaj ciekawą historię hihihi, bo zboczyłysmy z tematu niesamowicie:)
fakt :ico_oczko:

Wróć do „Ciąża, czyli nasze 9 miesięcy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Ahrefs [Bot], Google [Bot], Sherriwette i 1 gość