Awatar użytkownika
izuś_85
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 9059
Rejestracja: 21 gru 2008, 21:25

19 paź 2011, 22:20

izuś a pemiętasz imię/imiona położnych, z którymi rodziłaś ?
ta która mi pomogła najbardziej to Iza
taka wysoka, długie czarne włosy po 40tce
sympatyczna bardzo

jedna była młodziutka nawet na 30 nie wyglądała ale nie pamiętam imienia
jeszcze jedna taka krótko ścięta blond też koło 40tki

Awatar użytkownika
aniafs
Mistrzu dwa tysiace!
Mistrzu dwa tysiace!
Posty: 2783
Rejestracja: 27 cze 2008, 23:30

20 paź 2011, 09:23

Swój opis porodu tworzę już od dłuższego czasu bo nie mam dłuższej chwili aby przysiąśc raz a dobrze i napisać…a było to tak…

Napytanie: Jak tam poród?, odpowiadam pytaniem: Jaki poród??? Ja przecież nie rodziłam, Kubunio sam wyskoczył z mojego brzuszka- dosłownie i bez przesadyzmu.
8 lipca rano obudziałam się ze skurczami, które nie zrobiły na mnie najmniejszego wrażenie, gdyż od około 33 tygodnia towarzyszyły mi niemalże codziennie. Pojawiały się i odchodziły. Ponad tydzień leżałam na patologii ciąży w szpitalu, dostawałam leki na podtrzymanie i do domku wróciłam po skończonym 35 tygodniu. W ogóle ta ciąża „ciążyła” mi wyjątkowo. Na finiszu marzyłam aby w końcu urodzić i nie chodziło o to, że miałam dosyć brzuszka a o dyskomfort…bolące plecy, stawy, kości, obrzęki…do tego wysokie, letnie temperatury…nie wspominam tego z sentymentem.
Wracając do ranka 8 lipca. Poinformowałam babcię (tego czasu mieszkaliśmy jeszcze z rodzicami mojej mamy), że znowu mam skurcze. Babcia nie wzruszona (bo przecież ile już było fałszywych alarmów porodowych w moim wykonaniu to nie idzie zliczyć) poradziła to co zawsze, nospa i w poziom. O nie, tym razem nie położę się do łóżka, nie daruję i dołożę starań aby jeszcze dzisiaj urodzić. Był kolejny piękny, słoneczny dzień. Zjadałam obfite śniadanie, wstawiłam pranie jedno, drugie…ugotowałam obiad dla męża, wyszłam z młodym na podwórko…rozwiesiłam pranie…skurcze nie ustępowały. Były znośne, nie czułam bólu prawie wcale, jedynie silne twardnienie rozchodzące się jak fala od dołu brzucha do góry tworząc śmieszną górkę po jednej stronie brzucha. Zaniepokoiła mnie jedynie regularność ich pojawiania się oraz malejący czas między jednym a drugim. Zauważyłam też, że powoli odchodzi mi czop więc byłam już prawie pewna , że to ten dzień. Zadzwoniłam po męża. Czekając na jego powrót do domu wzięłam prysznic, spakowałam brakujące rzeczy do torby, ubrałam się. Jest i mąż- jedziemy do szpitala.
Na izbie przyjęć znajomy stukot drewniaków o podłogę oznajmił mi, że mój ginekolog jest na oddziale. Nie myliłam się. Usmiechnął się na mój widok bo jeszcze dwa dni wcześniej byłam u niego na wizycie. Byliśmy umówieni na ktg na 17 lipca (termin z OM miałam na 22, z usg na 31). „Oj chyba urodzi, tak się krzywi”- zażartował do męża. Z 3 centymetrowym rozwarciem wylądowałam na Sali porodowej około godziny 12.
Już na samym początku ciąży obiecywałam sobie, że drugi mój poród będzie inny niż pierwszy, mimo, że ten nie był wcale tragiczny- książkowy można powiedzieć…że postaram się urodzić szybciej, wschłuchać się w swoje ciało, skupić się na tym co podpowiada mi instynkt i intuicja, wykorzystać każdy skurcz maksymalnie jak się da, pomóc sobie kontrolowanym oddechem…że nie będę się nad sobą rozczulać, użalać, płakać ani krzyczeć.
Standardowo, na porodówce podpięli mnie pod ktg, które wskazało absolutny bark skurczy ku mojemu zdziwieniu. Tak jak się spodziewałam, zapadła decyzja o podaniu oksytocyny. Będzie ostra jazda - pomyślałam wspominając pierwszy poród wspomagany oksytocyną. Skurcze przybrały na mocy i częstotliwości. Skakałam sobie na piłeczce a mąż masował mi plecy w trakcie skurczu. W między czasie odeszły mi wody. Położna zbadała rozwarcie…5 cm…dopiero!!! co tak powoli!!! Byłam bardzo zniecierpliwona. Gdy ból zaczął doskwierać mi coraz bardziej udałam się pod prysznic. Usadowiłam się na czworaka w brodziku…bolało coraz bardziej ale nadal było znośnie. Poczułam parcie, wróciłam zatem na łóżko poddając się kolejny raz badaniu. „Muszę przeć!” powiedziałam położnej. Ta jednak nie wydała pozwolenie gdyż szyjka jeszcze trzymała. „Ale ja muszę przeć!”. Uczucie parcie było naprawdę nie do opanowania. „Nie przyj. Rozluźnij się i poddaj temu uczuciu. Oddychaj głęboko i nic więcej nie rób”- tak radziła położna. Mąż pomógł przekręcić mi się na bok gdyz w tej pozycji łatwiej było mi „poddać się temu uczuciu”. Wtedy położna podniosła moją nogę i wrzasnęła: „Główka na wierzchu! Jest główka!. Położyłam się na wznak i wtedy plum jak rybka do wody wyskoczył mój malutki synek. Spojżałam na zegarek- była 14.45. „To już koniec. Koniec!” powtarzał mój mężuś całując mnie w rękę. Położna położyła mi Kubusia na piersi i okryła. Trzeba było poczekać na ginka i neonatologa bo nikt nie spodziewał się, że tak szybko akcja się rozwinie. Pan doktor śmiał się, że nie wie jaki czas drugiej fazy porodu ma wpisać w książeczce bo w sumie trwała ona chyba niecałą minutkę. Mój mąż nie zdążył włączyć aparatu aby nagrac moment narodzin Kubunia. Nie parłam wcale….w sumie tylko raz gdy łożysko odchodzilo. Zero pęknięc, żadnego nacięcia. Niecałe dwie godziny po porodzie siedziałam ze spuszczonymi nogami na łózku i karmiłam synusia. Super poród, życzę każdej kobietce podobnego. Tak można rodzić i codziennie.
Kiedyś czytałam na stronce fundacji „Rodzić po ludzku”, ze kobieta jest w stanie urodzić dziecko bez parcia gdyż macica sama wypiera płód na zewnątrz…że parcie to praktyka przyspieszajaca „wydalenie płodu” która powoduje dodatkowe obciążenia tkanek szyjki macicy, pochwy i krocza. Dla mnie to było nie do pomyslenia, zwłaszcza po pierwszym porodzie. A jednak przekonałam się, że można…że natura tak nas skonstruowała, że właśnie się i tak da.
Dodam jeszcze, że obu synków urodziłam w tym samym szpitalu. Nie jest to może placówka o jakis super standardach i nowoczesnych udogodnieniach ale opieka zarówno dla mamy jak i noworodka jest na medal. Kubuś urodził się 2 tyg. Przed terminem i ze względu na moje problemy w ciązy został poddany dodatkowej diagnostyce ( miał usg brzuszka, główki, dodatkowe wymazy do posiewów mikrobiologicznych) nie wspominając już o kontroli poziomu bilirubiny czy poziomu glukozy we krwi. Dlatego byłam ogromnie zdziwiona czytając opis Katki, o tym, że musiała dopominając się o te podstawowe badania.

moni26
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 5989
Rejestracja: 09 mar 2007, 11:55

20 paź 2011, 09:36

:ico_brawa_01: aniafs

Awatar użytkownika
markotka
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 5514
Rejestracja: 17 mar 2009, 15:45

20 paź 2011, 10:11

izabellla123 i Katka matko kochana :ico_olaboga: ja myślałam, że mi było ciężko, ale widzę, że przy tym co Wy przeżyłyście to był pikuś :ico_sorki: "rodzić po ludzku" dobre sobie :ico_olaboga:

Awatar użytkownika
Inuno
Papla
Papla
Posty: 791
Rejestracja: 10 wrz 2010, 22:44

20 paź 2011, 10:37

aniafs, super :ico_brawa_01: ale miałaś fajną położną - zazdroszczę!

elibell
4000 - letni staruszek
Posty: 4833
Rejestracja: 12 sty 2011, 23:45

20 paź 2011, 11:00

aniafs, no to świetny poród nie ma co;) super, że tak łatwo Ci poszło:)

ale i mój drugi był łatwiejszy choc bolący, ale już wiedziałam co robic mniej więcej:)

Katka
Wodzu
Wodzu
Posty: 11450
Rejestracja: 07 mar 2007, 15:43

20 paź 2011, 11:48

aniafs rzeczywiście :)
tak, to można rodzić codziennie hihi
najbardziej wzruszył mnie Twój mąż
urodziło mu się dzieciątko, a on myślał cały czas o Tobie
o tym, że wraz z przyjściem na świat Waszego synka, skończyło się Twoje cierpienie
:-) :-) :-)

O zbadanie poziomu bilirubiny upomniałam się sama, bo dziecko było już mocno żółte, nawet białka oczek miała zażółcone.
Inne dzieci (choć żółte nie były) miały kontrolne badanie, a moja córcia nie :ico_szoking: :ico_olaboga:

Jak się upomniałam u pediatry o to badanie, to mi pow. " No, coś mi pielegniarki mówiły, że w kąpieli wydawała im się jakaś żółta" :ico_szoking: :ico_szoking: :ico_szoking:
Ostatnio zmieniony 20 paź 2011, 21:15 przez Katka, łącznie zmieniany 1 raz.

szkieletorek
Trzy tysiące lat minęło...
Posty: 3423
Rejestracja: 25 maja 2011, 11:57

20 paź 2011, 12:45

Więc tak jak wam pisałam w niedzielę rano po kościele poszliśmy na grzyby z P .
Chodziliśmy po lesie 3 godz i mąż stwierdził że jakieś 6 km na pewno zrobiliśmy. Fakt że jak wracałam to nogi i brzuch mnie bolało bardzo . W domku zagrzałam stopy w gorącej wodzie i zdrzemłam się chwilkę przed obiadem. Po obiedzie się byczyłam całe popołudnie, wzięłam kąpiel długą bo jakoś dziwnie się czułam. Ciężko mi określić jak ale tak no dziwnie i cos mi nie pasowało . Potem zrobiło mi się mokro, ale nie byłam pewna czy to wody czy po prostu się posikałam. Poszliśmy spać dość wcześnie .Budziłam się często bo pobolewał mnie bardzo delikatnie brzuch jak na okres . Ale szybko zasypiałam znów. Około 1:10 w nocy obudził mnie znów lekki ból , po chwili było ,,pyk,, i poszłam do WC zrobić siku, kiedy się podcierałam zauważyłam minimalne ilości krwi . Poszłam po wkładkę by to obserwować kiedy założyłam ją to poleciało ze mnie sporo i wtedy już wiedziałam że to na pewno wody.
Założyłam podpaskę bo cały czas ze mnie leciało, po chwili doszedł odchodzący czop. A wody odchodziły zabarwione krwią. Nie miałam pojęcia co robić, czy jechać czy nie bo skurczy nie miałam żadnych . Zadzwoniłam na izbę przyjęć tam mi podali numer na położnictwo i powiedzieli że powinnam przyjechać i to sprawdzić. Poczekałam do około 4 rano ,dopakowałam torbę do szpitala i pojechaliśmy. Tam badanie i okazuje się jest rozwarcie ledwo na 2 palce ale nie puszczą mnie do domu bo jak wody odchodzą to dziecko już nie jest chronione przed bakteriami.
Kazali się przebrać , podłączyli do ktg , skurcze jakieś lekkie wykazało ale bardzo bardzo rzadkie. Przyszła kobieta i kazała miętolić sutki i wtedy skurcze zaczęły być zdecydowanie częstsze. Potem lewatywa i poszliśmy na sale do porodów rodzinnych .Tam dalej miętolenie i skurcze zdecydowanie częstsze i bardziej bolesne. Niestety rozwarcie się nie robiło bo skurcze były bardzo nie regularne .
Około 11 dostałam oxy w kroplówce by były regularne. Aha i nie napisałam że od 8 już nie były to lekkie skurcze mimo że nie regularne. Po oxy to już w ogóle jazda . Dała mi niby na ból paracetamol w kroplówce ale ja nie odczułam by pomógł . Zbadała i mówi że jest 5 cm , po tym mówi bym poszła na godz pod prysznic na piłkę . P mnie polewał a ja płakałam i błagałam by mi ja wyciągali bo nie dam rady . Wyszłam z pomocą Pawła i miedzy skurczem które już były bardzo częste zasnęłam. Przyszła położna i mówi że mnie zbada. Musieli mnie siłą trzymać bo tak bolało, płakałam przy tym i błagałam by już skończyła. Po chwili mówi że ma dobrą wiadomość bo już 9 cm jest i że rodzimy za chwile. Poczekaliśmy chwilę i nadeszły skurcze parte. Ja pierwszy skurcz nic nie robiłam a ona wpisywała kiedy się zaczął 2 etap porodu, potem kolejne 2 skurcze i malutka już była z nami. W sumie 2 faza porodu trwała 5 min.
Ten moment kiedy mała wyszła i ta ulga , zero bólu i znów łzy ale tym razem ze szczęścia że ja mam że jest już z nami i że zdrowa. Choć kiedy ja zobaczyłam to pierwsze o co zapytałam było :dlaczego ona taka malutka ?Czy wszystko z nią w porządku ?
Ale wszystko było oki, mała dała głosik , najpiękniejszy głos jaki można wtedy sobie wymarzyć.
Jakaś położna czy pani doktor zapytała nas czy mamy aparat i robiła nam razem zdjęcia .
P poszedł z małą do ważenia , mierzenia i badań a mnie zszyli . Mimo że dali mi niby jakiś zastrzyk na znieczulenie to i tak to czułam ale to pikus w porównaniu do porodu więc już mnie to zbytnio nie ruszało, poza tym byłam taka szczęśliwa że mam małą że mogli by mnie szyć i ciąć a mnie by to chyba już nie przeszkadzało.
Tak więc ja mówię że od około 8 już nie było za fajnie a mała urodziła się dokładnie o 13:20.
Mimo że bolało jak cholera i podczas porodu płakałam błagałam i żałowałam ze może jednak cc było by lżejsze to jak już mała wyszła cieszyłam się że cc nie miałam i że dałam rade sn urodzić. No i urazu jakiegoś nie mam by mówic że prędko więcej dzieci nie będzie. Beda jak natura pozwoli nam zdziałać coś .
Personel w szpitalu i obsługę wspominam bardzo miło bez wyjątku chyba. No może ci co mnie badali jakie mam rozwarcie to nie byli fajni ale wiem że oni musieli mnie zbadać mimo że mnie bolało , innego wyjścia nie było. Za to dziewczyna co leżała że mna na Sali narzekała na wszystko wiec nie wiem albo ja jakas dziwna albo ona miała zły dzień.


Troszke nie składnie napisane ale to tak na szybko bo wiecznie cos do roboty mam.

Awatar użytkownika
aniafs
Mistrzu dwa tysiace!
Mistrzu dwa tysiace!
Posty: 2783
Rejestracja: 27 cze 2008, 23:30

20 paź 2011, 13:24

najbardziej wzruszył mnie Twój mąż
urodziło mu się dzieciątko, a on myślała cały czas o Tobie
o tym, że wraz z przyjściem na świat Waszego synka, skończyło się Twoje cierpienie
bez niego byłoby ciężej zdecydowanie. Najbardziej "przydał mi się" pod prysznicem i dopiero w domu, jak wyszłam ze szpitala przyznał mi się, że tak się na nim opierałam (ważyłam wtedy jakieś 80 kg :ico_oczko: ), że dwa dni bark go bolał :ico_oczko:
Inne dzieci (choć żółte nie były) miały kontrolne badanie, a moja córcia nie :ico_szoking: :ico_olaboga:
ja to w ogóle mozliwe :ico_szoking: :ico_olaboga: to jest nie do pomyslenia :ico_olaboga: :ico_olaboga: :ico_zly:
" No, coś mi pielegniarki mówiły, że w kąpieli wydawała im się jakaś żółta" :ico_szoking: :ico_szoking: :ico_szoking:
:ico_olaboga: :ico_olaboga: :ico_olaboga:
szkieletorek, Twój poród też taki ksiązkowy, bezproblemowy :ico_brawa_01: :ico_brawa_01: :ico_brawa_01:

Awatar użytkownika
aga216
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 5370
Rejestracja: 07 mar 2007, 18:39

22 paź 2011, 11:04

jezu Katka ale miałaś przeżycia,dobrze że wszystko dobrze się skończyło :ico_sorki: :ico_sorki: :ico_sorki:
super opisy,aż się wzruszyłam i od razu wróciłam pamięcią do mojego
ja jadenie mogę napisać że jeden poród miałam z oxy a drugi nie i jest mega różńica :ico_sorki: :ico_sorki: :ico_sorki:

Wróć do „Ciąża, czyli nasze 9 miesięcy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość